piątek, 4 marca 2011

Takie pitu pitu



Hop, hop, jest tu ktoś ? ;)
Ja naprawdę często tu zaglądam, chyba sprawdzam czy jakaś notka nie pojawi się sama ;)
Ale nic z tego, trzeba zasiąść i coś napisać, a z tym jak widać, nie łatwo ;)

Ostatnio sporo się dzieje, zmierzamy do celu, który wcale celem być nie powinien, tzn. do egzaminu.
Marzę, aby już było po wszystkim, to znów będziemy się uczyć normalnie, czyli bez ciśnienia :D

Pomysłów na notki mam cała masę, np. jakiś czas temu robiliśmy sami papier, to w ramach lekcji o piśmie, Gutenbergu i "przepisie na". Lubię takie misz-masze :) Helenka sama napisała przepis na papier, oczywiście go zamieszczę ze stosowna foto relacją. Ale kiedy? Hmmm, niedługo... :)

Póki co, pozdrawiamy piżamowo znad eksperymentów z suchym lodem :D


poniedziałek, 27 grudnia 2010


Właściwie to powrót powinnam zacząć od napisania, że 6 listopada o 9,35 na świat przyszedł nasz piąty, mały cud. Kazimierz Józef. Wprost na ręce swojego taty, jako urodzinowy prezent, bez poganiania i strachu, po cichutku. To był mój najdłuższy, ale zdecydowanie wyjątkowy poród :) Taką oto budowlą przywitała najmłodszego brata Helenka :)






W ramach noworocznych postanowień ;) mam nadzieję reaktywować moje pisanie. Może się uda :)

sobota, 25 grudnia 2010

Boże Narodzenie 2010

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.


Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego -
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.

J 1, 1-3.11-13


Bożego błogosławieństwa kochani !!!

wtorek, 5 października 2010

Przemyślenia

He, he.
Wyjdzie mi jeden post na miesiąc ;)Systematycznie prawda ? ;P

Po miesiącu uczenia dzieci w domu pewnie nie dojdę do jakiś spektakularnych odkryć, ale podzielę się tym co mam. Może się komuś przyda.

Przede wszystkim niesamowite są teraz relacje pomiędzy moimi dziećmi. Szczególnie właśnie Helenką i Frankiem. Zachowują się w końcu jak rodzeństwo !!! :D
Wcześniej Helenka była w klasie w której, razem z nią, były trzy dziewczynki i szesnastu chłopaków, więc po powrocie do domu nie mogła już patrzeć na swego brata i generalnie całe zło tego świata było przez niego. A teraz... nie ta sama dziewczyna. Super się dogadują, wiadomo - czasem kłócą, ale tak zdrowo, jak to w rodzinie ;)
Bardzo dobrze obserwuje się takie ich zachowania. W ogóle moja córka jest teraz mniej nerwowa, co można było wyczuć już pod koniec wakacji. Taki pełen luuuuz - nie wracamy do szkoły :D
I Franek, który wszystko robi w swoim tempie bez nerwów i poganiania - po prostu ma swój rytm. Nie jest to łatwe - codziennie niemal pracujemy nad koncentracją i czytaniem. Pewnie długa droga jeszcze przed nami i przyjdą chwile zwątpienia, ale jak na razie jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni :)

I taki naładowany dzień, pełen pracy i nowych odkryć, daje mi mnóstwo satysfakcji :)

A teraz idziemy na spacer zobaczyć, co nowego zmalowała jesień ;)

poniedziałek, 6 września 2010

Zaczynamy :)

Dawno mnie tu nie było ;)

Rzeczy do opisania mnóstwo. Wszystko siedzi gdzieś w mojej głowie, ale chyba mobilizacji mi brak.
Miałam plan żeby pierwszego września zrobić wielkie wejście, ale jakoś nie wyszło ;)

Niemniej jednak - wyruszyliśmy :)
Konkretne wymagania programowe będziemy mieli w połowie września, ale póki co i tak jest co robić :)

Nie spodziewałam się po sobie takiej cierpliwości ;) (szczególnie do Franka;))
Ale myślę, że wszystko przede mną. W każdym bądź razie jak mam już ochotę zacząć krzyczeć, po prostu robimy przerwę. Dzieciaki póki co twierdzą, że się bawią, a ja ich nie uświadamiam, że trochę jednak ich musztruję ;)

No i jest naprawdę wesoło bo młodsze dziewczynki też dzielnie siadają z nami do stołu i żądają konkretnych zadań :)

Pierwszego września pojechali rano na Westerplatte, na pierwszą w tym roku szkolnym lekcję historii. Dzielnie wstali o 3:30 i pojechali na inscenizację. Niestety aparat fotograficzny po wakacjach gdzieś nam zaginął i zdjęć brak, ale wrócili zadowoleni :)

Jak się zrobi chłodniej to powspominam wakacje, bo zwiedziliśmy parę ciekawych miejsc.


Moje spostrzeżenie na dziś jest takie, że odkrywam moje dzieci na nowo. Z większym zapałem i mobilizacją, bo przecież wcześniej też robiliśmy różne rzeczy w domu razem, ale teraz jest jakoś inaczej, chyba pełniej. Czuje się za nie jeszcze bardziej odpowiedzialna i dobrze mi z tym :)

Trochę chaosu w tej mojej wypowiedzi, ale dawno mnie tu nie było i chyba za duzo mam do powiedzenia jednak ;)
Może jak będę bardziej systematyczna, to się trochę uporządkuję :)

No to do DZIEŁA !!! ;)

niedziela, 21 marca 2010

PUSy

Dzieci chodzą do szkoły, ja, z racji zamieszkania pod sercem nowego członka rodziny, najczęściej przybieram pozycję horyzontalną (początki ciąży są trudne ;) ).


Ale żeby nie było, że się tylko wyleguję, wyżywam się pedagogicznie na Jagience:)

W ruch poszły nasze ulubione PUSy. Jagienka jest wdzięcznym modelem radzi sobie świetnie.


Polecam PUSy wszystkim, którzy jeszcze nie znają. Bardzo przyjemny system przyswajania wiedzy, nauki koncentracji, czy spostrzegawczości. Od przedszkolaka do starszaka :)

A w książeczki do PUSów zaopatrujemy się tutaj


Z tematów bliższych ED. Franka mamy już obadanego w poradni. Zostało nam jeszcze pedagogiczne badanie Helenki i wygląda na to, że trzeba będzie je przełożyć, bo wypada akurat w terminie Gdańskich Lwów. Ech.. Mam nadzieję że zdążymy.

No i miłe zaskoczenie w poradni, w końcu !!!!

Pani stwierdziła, że nie czuje się kompetentna do wydawania opinii, na temat tego czy mamy uczyć w domu czy nie, więc napisze normalną opinię o naszych dzieciach i już :)

poniedziałek, 1 marca 2010

Ferie cz.2

Jesteśmy pasjonatami gier planszowych. Trochę nam się udało tą pasją zarazić dzieciaki.

Uwielbiamy grać w Osadników, Wsiąść do pociągu, Zooloretto czy Aqauretto.


Kiedyś zrobiłam Helence i Frankowi grę planszową po całym mieszkaniu. Oni byli pionkami a pola to były rozłożone po całym mieszkaniu kartki, były różne zadania i przeszkody. Trochę już nie pamiętam, bo było to już jakiś czas temu, jak jeszcze nie było Jagienki i Lidki :D


A ponieważ trochę musimy popracować nad tabliczką mnożenia (to Helenka) i dodawaniem (to Franek), więc wymyśliłam „ grę planszową” :




Każdy z nich miał swoją drogę do przejścia Helenka z zadaniami na mnożenie, Franek na dodawanie. Ruszali się o tyle pól ile wyrzucili kostką z tą różnicą, że od cyfr powyżej 3 odejmowaliśmy 3. To po to, żeby gra trwała dłużej ;)

Po odgadnięciu wyniku kartonik przekładali na drugą stronę, żeby sprawdzić czy odgadli poprawnie. Jeśli poprawnie - mogli to pole zająć, jeśli nie – musieli czekać do następnej kolejki.

Za wyrzucenie 6 dostawali narysowane na kartce uśmiech :-), który można było wykorzystać jako podpowiedź do obliczeń. Za błąd – pusta kartka.


Po drodze były, jak to nazwała Helenka, pola specjalne:

  • wioska indiańska: poruszali się co jedno pole ( więc można umieścić tu zadania, które sprawiają szczególną trudność), Wielki Wódz Indian za dobre obliczenia powiedział im również, że czeka ich przeprawa przez wodę i muszą zbudować kanu-canoe

  • woda z krokodylem: Poruszanie co jedno pole oczywiście w zbudowanej przez siebie łodzi:)

niektórzy zaatakowali krokodyla ;)

  • dżungla: poruszanie też co jedno pole, do tego Wielki Lew ostrzegł przed następną pułapką i kazał im zbudować most ( budowle robili z czego chcieli – jak widać jesteśmy również fanami lego duplo ;) )


  • została jeszcze lawa (smok dotarł do niej później ;) Przed wejściem na most należało rzucić kostką i tyle ile wypadło oczek odliczyć do tyłu kartki z zadaniami które ominęli po drodze i rozwiązać dodawanie lub mnożenie na które padło, jak już się obliczyło to można było wejść na most.


Zawodnicy na start (pionki mieli znaleźć sobie sami):
i do boju :)


Radochę mieliśmy ogromną.


Jednocześnie miałam przedsmak jak będzie wyglądała nasza edukacja: Lidka nie schodziła mi z rąk, Jagna co chwilę potrzebowała czegoś teraz i natychmiast ;)

W akcie rozpaczy Lidka dostała mazaki i na jakieś 15 minut miałam spokój, Jagna w tym czasie zajęła się budowaniem.

Pierwsza do mety dotarła Helenka i zażądała pucharu, a że akurat zostałam obdarowana przez Jagnę stosem lalek do ubrania i fotelem fryzjerskim do tychże lalek, to znalazł się puchar ;)


Potem jeszcze wpadliśmy na pomysł, że można dorobić pole z lodem z niedźwiedziami polarnymi i fokami :) A grę taką zrobić jeszcze na ortografię, albo rośliny i zwierzęta występujące na różnych obszarach: step, pustynia, góry itp. Pomysłów mamy mnóstwo :)


A największy komplement usłyszałam na drugi dzień, kiedy małżonek mój zapytał dzieci w jaką grę mają ochotę pograć?

Zgody chór odpowiedział: W mamy grę !!!

:D